W poszukiwaniu leśnych stawów

Środa, 8 stycznia 2014 · Komentarze(1)
Słoneczny poniedziałek, święto Trzech Króli. Pogoda aż się prosi żeby ją wykorzystać. Tak więc są chęci, są warunki- pozostaje wymyślić trasę.
Coś mi się tam od dawna pałętało po głowie- więc szybkie luknięcie w terenowe mapki Google i plan gotowy.
Wjeżdżam do lasu za stadionem "Unii" Kalety, kręcę w drugą przecznicę w prawo. Znam tę drogę na pamięć- jeździłem niegdyś tędy do dorywczej pracy na Psary. Czasami tu biegam, jesienią zbieram grzyby. W myślach żartuję, że to już jakby "mój" las. Zaadoptowany.
Jeszcze miesiąc temu na obrzeżach stacjonowała przyczepa firmy saperskiej, która przez cały rok wyciągała z ziemi niewybuchy i niewypały- kłopotliwe świadectwo epizodu z końca II wojny światowej, kiedy to wycofujący się Niemcy wysadzili w powietrze leśne arsenały. Facet, który pilnował "urobku", siedział samotnie w tej przyczepie 24h na dobę do późnego grudnia. Pociski, granaty i panzerfausty leżały zakopane po obu stronach drogi "sośnickiej" prawie 60 lat. Porządek zrobiono z tym problemem dopiero w roku 2013. Nadleśnictwo Koszęcin podnajęło prywatną firmę, która przeczesała las metr po metrze, dzieląc go w regularne prostokąty specjalnymi sznurkami. Po nazbieraniu odpowiedniej ilości tego niebezpiecznego złomu inicjowano kontrolowane wybuchy. Większe znaleziska wywożono na poligony. Obecnie las jest już "prawie czysty". Prawie, ponieważ tablice ostrzegawcze znikną dopiero po wyrywkowej kontroli przeprowadzonej przez inną, niezależną firmę saperską. Myślę, że latem powinno ich juz nie być.
Z ciągnącej się z Kalet aż na Mokrus drogi, którą puszczono "Lesną Rajzę" skręcam w lewo w "leśną autostradę", jak w okolicy zwykło się nazywać wyłożone żółtym tłuczniem szerokie drogi utwardzane i wyrównywane w celach zapewnienia dostępu do lasów ciężkiemu i drogiemu sprzętowi przeciwpożarowemu. Przejeżdżam "sośnicką", dalej prosto i drugi zjazd w prawo. Z mapy wynikało, że jadąc prosto dotrę do stawu, o którym mówiło mi już parę osób, ale- pomimo bliskości miejsca- nigdy tam nie byłem. Jeszcze z 1,5- 2 km i jest. Rzeczywiście rewelacyjne miejsce! Z boku wiata, stół, ławeczki, miejsce na ognisko i nawet nacięte na ten cel drewno. Po prawej stronie też ławeczki, za nimi przepust regulujacy stan wody. Piękne widoki... Z tablicy informacyjnej dowiaduję się, że zbiornik nazywa się "Piasek" (od miejscowości znajdującej się w pobliżu) i został wykonany ze środków Lasów Państwowych oraz Narodowego i Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska. Pełni funcję przeciwpożarową. Niestety nie mozna na nim powędkować, ale i tak świetnie było znaleźć to miejsce. Latem będzie na pewno jednym z "bankowych" punktów postojowych podczas rowerowych wypadów po okolicy.




Z nad stawu ruszam w kierunku Piasku. Mijam leśniczówkę i usytuowany przy rondzie, w centrum wsi, kościółek protestancki. Jadę boczną drogą w kierunku Psar i dalej na Babienicę. Tam ulicą Stawową przedostaję się na pola. Duży czarny kundel o mały włos nie dorwał się do mojej nogawki :) Polną, zabłoconą drogą, jadę ku lasowi. Jedna, druga leśna krzyżówka i jestem nad zbiornikiem Widawa. Już wiem, że na pewno z wiosną pojawię się tam z wędkami :) Mijam zwalone przez bobrze rodziny drzewa. Rower trzeba niekiedy przenieść.


Chwila odpoczynku i jadę z powrotem do Kalet. Jaką trasą? Chwila zastanowienia i skręcam z Kamienicy na Kamieńskie Młyny. Stamtąd przez Pakuły i Ligotę Woźnicką jadę na Woźniki. Odcinek niby asfaltowy, ale o szybkości nie ma mowy- kończącą się górkę zasłania następne wzniesienie :) W Woźnikach na rynku pusto. Mama z wózkiem pokazuje dziecku figurki z szopki. Ostatni dylemat- do Kalet "Leśną Rajzą" przy kościółku św. Walentego, czy zielonym szlakiem Powstań Śląskich? Wygrywa druga opcja. Jadę przez Polski Las, Dąbrowę i Kolonię Woźnicką. Po drodze znowu zaczepia mnie psia ferajna. Tym razem kudłatych kumpli jest aż trzech. Na szczęście ich zapał do gonienia za rowerem stygnie po paru metrach :) Za Kolonią W. nie zjeżdżam w stronę Zielonej, jadę kawałek dalej w lewo i skręcam w prawo w kolejną żółtą "leśną autostradę". Po pięciu kilometrach przecinam trasę T. Góry- Częstochowa i jestem na Zarachu. Stamtąd przez truszczycki las już tylko kilkanaście minut i będę w miejscu docelowym. Jeszcze tylko focia drzewa skrobnietego przez bobry tuż za kaletańską fabryką i jestem przy stawach na Fabrycznej.

Akcja "trzeźwość". Policja sprawdza kierowców samochodów jadących w stronę Miotka. Na mnie spojrzeli tylko z politowaniem. Nic dziwnego- przylgnęło do mnie nieco błotka :)             

Komentarze (1)

Miło Cię widzieć na BS. Teraz tylko trzeba obserwować wycieczki żeby wiedzieć gdzie w wolnej chwili się wybrać :-)

djk71 17:20 sobota, 11 stycznia 2014
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa siema

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]